Różne

NAJGORSZE W 2020 r.

Ostatnio były najlepsze, dziś czas na najgorsze. Nie będzie tego wiele. 2020 rok nie był dla mnie szczególnie rozczarowujący pod względem testowanych produktów, a i jak zauważyłam, stałam się nieco mniej krytyczna/bardziej wyrozumiała i rzadko kiedy wystawiałam naprawdę kiepskie oceny. Mimo wszystko fajnie będzie raz jeszcze trochę sobie ponarzekać, bo narzekanie ogólnie jest zajęciem dość przyjemnym. Jak już wspominałam ostatnio – w  2020 r. napisałam 46 recenzji i oceniłam dokładnie 54 produkty. Tylko jeden produkt otrzymał jedynkę (najgorszą notę w mojej skali). Łącznie natomiast ocenę niższą od trójki, poniżej średniej, otrzymało 6 produktów:

 

  Sos AllNutrition Creamy Toffee (bez kalorii)

  Baton Booster truskawkowy

  Protein Snack OLIMP (hazelnut cream)

  Monster Energy Ultra Violet

  Batony proteinowe PALIWO BIAŁKOWE (kokos i brownie)

  Monster Energy Ultra Blue

 

W poniższych bardziej szczegółowych opisach niczego więcej nie znajdziecie. Reszta produktów okazała się przynajmniej przeciętna. Listę rozpoczynam od produktów najmniej rozczarowujących aż do tych, na których najbardziej się zawiodłam.

 

 

MONSTERY ENERGY ULTRA (Violet i Blue)

Monster Energy Ultra Violet (bez cukru)Monster Energy Ultra Blue (bez cukru)

 

Najmniej rozczarowały mnie Monstery. Nie dlatego, że były smaczne, ale dlatego, że były tak samo niesmaczne jak zwykle bywają. Zawsze wiem, czego się po nich spodziewać i pod tym względem jeszcze chyba nigdy mnie nie zawiodły. Oczywiście jedne Monstery bywają mniej niesmaczne od innych, bo wersja niebieska ze zdjęcia nawet dla mnie okazała się względnie znośna i otrzymała trójkę, więc nie poszło jej najgorzej, jednakże ogólnego zdania nie zmieniam i choć wiem, jak wielu osobom narażam się tymi słowami, to dalej twierdzę, że Monstery bez cukru są najgorszymi napojami energetycznymi na rynku. Białemu Monsterkowi, absolutnemu ulubieńcowi całej branży fitness, wystawiłam w końcu półtora bicepsa. W sumie w porównaniu do niego to te dwa smaki z powyższych zdjęć są względnie przyzwoite.

 

Największe minusy:

Smak. Tylko i wyłącznie smak, bo cena czy skład są prawie takie jak w innych energetykach. No i w sumie to nie lubię też tej całej otoczki kreowanej wokół Monsterów na Instagramie, bo pod jej wpływem zawsze nabieram na nie ochoty, znów je kupuję i zawsze kończy się na tym samym. Ale to takie moje subiektywne dygresyjne odczucia.

 

 

BATONY PROTEINOWE PALIWO BIAŁKOWE

Batony proteinowe Paliwo Białkowe, NaturAvena (kokos i brownie)

 

Totalnie zapomniałam, że w ogóle coś takiego jadłam i chyba dosadnie wyraża to wartość produktu. A raczej dwóch produktów, bo testowałam dwa smaki (do wyboru łącznie cztery). Musiałam wrócić do tych recenzji, bo aż zapomniałam, co o nich pisałam. Takież były ciekawe.

Na pierwszy rzut oka wszystko w nich wygląda dobrze, bo mają krótkie i naturalne składy, no i też dosyć fajnie wyglądają, na co też zwracam jakąś tam uwagę, ale idąc dalej, jest tylko gorzej. Makro totalnie do dupy. Zaledwie jakieś 8 g białka na batona i ponad dwa razy tyle cukru. Smaki też do dupy. Kokos zjadliwy, brownie fatalny (teraz po ponownym przeczytaniu recenzji przypomniało mi się, że rzeczywiście smakował mydłem).

 

Największe minusy:

Mało białka, dużo cukru i nijaki smak (w przypadku brownie – bardzo zły smak). Wciąż zdecydowanie nie polecam. A jeśli szukacie czegoś podobnego, ale z lepszym makro, lepszym smakiem i w lepszej cenie, no to polecam ostatnią nowość z Biedronkibatony PROTEIN Vitanella o 27% zawartości białka. Bardzo smaczne.

 

 

BATON BOOSTER (truskawkowy)

Baton Booster truskawkowy na tle Odry

 

Aż wróciły do mnie przyjemne wspomnienia. Przypomniały mi się piękne czasy, w których można było normalnie chodzić na siłownię, bo Boostera kupiłam właśnie na siłowni, a wręcz zostałam nachalnie nakłoniona do jego zakupu (a odmawiać nie potrafię).

 

 Booster to dla mnie jeden z bardziej rozczarowujących produktów. Oczekiwałam od niego wiele, nie dostałam nic. Ma fatalny skład (olej palmowy, cukier, benzoesan sodu i inne takie kwiatki), więcej cukru niż Snickers (jest dwukrotnie większy, ale to żadna wymówka) i średni smak. Pamiętam, że było mi wręcz smutno, jak go jadłam, bo pani z recepcji przekonywała mnie przez pięć minut, że to istna rewelacja, zwłaszcza ta truskawka, a rzeczywistość okazała się brutalna. A już myślałam, że znalazłam sobie szybką i fajną alternatywę dla normalnego posiłku. Boostery tak należy bowiem traktować, bo ważą aż 100 g i zawierają prawie 500 kcal.

 

Największe minusy:

Chyba wszystko jest tu minusem. Cena, słaba dostępność, makro (6 łyżeczek cukru w jednym batonie!!!) i smak. Jak natraficie kiedyś na Boostera, to mówię wam, nie kupujcie. Albo kupujcie i sami sprawdzajcie, bo jak tak teraz czytam, choć nie mogę w to uwierzyć, te batony mają naprawdę niezłe opinie i otrzymują prawie same najwyższe oceny w internetowych sklepach. To może jednak ja jestem dziwna. Jak próbowaliście, to dajcie znać, bo się czuję się zagubiona.

 

 

PROTEIN SNACK OLIMP (hazelnut cream)

OLIMP Protein Snack (hazelnut cream)

 

W roku 2020 miałam jednak do czynienia z batonem (no, takim à la batonem), który rozczarował mnie jeszcze bardziej od Boostera. Pewnie go kojarzycie. Protein Snack swego czasu zdominował sporą część fit Instagrama, choć wydaje mi się, że głównie tą bezpośrednio „związaną” z marką Olimp. Zapowiadał się naprawdę fajnie, wyglądem przypominał takiego prince-polowego wafelka, ale w smaku okazał się gorzko-mydlany i nieciekawy. Jadłam tylko wersję hazelnut cream (z kremem z orzechów laskowych). Jest jeszcze double chocolate (podwójna czekolada), ale po nią nawet nie zamierzam sięgać. Dla mnie produkt totalnie bez sensu. Ani to smaczne, ani tanie. Jedynie makro jest ok, ale z podobnymi makrosami można znaleźć wiele ciekawszych produktów – chociażby batona Protein Bar z Lidla, który ma nawet więcej białka i kosztuje prawie dwa razy mniej.

 

Największe minusy:

SKŁAD (olej palmowy, syrop glukozowo-fruktozowy, cukier, gluten), CENA (aż 8,99 zł…), SMAK i jak dla mnie chamski marketing. Nie lubię, jak wciska mi się coś z każdej strony. Potem kupuję takie rzeczy i tylko żałuję.

 

 

SOS ALLNUTRITION (creamy toffee)

Sos AllNutrition Creamy Toffee - z SFD

 

No i dotarliśmy do samego szczytu listy porażek, na której pierwszym miejscu po prostu musiał się znaleźć on ⇒ sos AllNutrition Creamy Toffee zero kalorii. Udało mu się uzyskać aż jednego bicepsa, czyli najgorszą ocenę w mojej skali, bo niżej spaść się nie da. Jedna wielka porażka. Dalej mnie to zastanawia, jak niektórzy mogą polecać te sosy i dalej nie jestem w stanie uwierzyć w to, że komukolwiek one smakują. Ja spróbowałam go może kilka razy, po czym trafił do kosza. Nikt z moich znajomych też nie chciał go jeść. A sosów do dań dodaje się akurat na tyle niewiele, że już czasem lepiej pozwolić sobie na te z kaloriami i zjeść coś dobrego albo po prostu wymieszać masło orzechowe/kakao z odrobiną wrzątku i słodzikiem. Wyjdzie smaczniej i taniej.

 

Największe minusy:

SMAK!!! No bo jak coś jest niezjadliwe, to wszelkie inne dobre strony produkty przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Aż jeszcze zerknęłam do mojego Instagrama i widzę, że jednak sporo osób miało podobne doświadczenia z tymi sosami do moich. Smakują chyba tylko tym, którzy są zobowiązani do ich reklamowania. Smutne, lecz prawdziwe.

 

 

Podsumowanie

Jak tak sobie raz jeszcze ponarzekałam, to aż mi się zrobiło lepiej, jęczenie naprawdę działa odprężająco. Jeśli jednak macie dość mojego marudzenia, to możecie zajrzeć (albo wrócić) do poprzedniego tekstu, w którym pokazywałam swoje największe odkrycia 2020 r. Na pewno było pozytywniej.

Jestem Ola, mam 25 lat i lubię jeść, ćwiczyć i pisać. Stąd pomysł na bloga. Połączenie różnych pasji dające w efekcie przede wszystkim recenzje "fit" i mniej "fit" produktów.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *